środa, 1 października 2014

Ślinikowo...

Dzieci jak to dzieci lubią się brudzić, a przy jedzeniu zazwyczaj są umorusane prawie całe. Nie wspominając już o tym, że kiedy mają się pojawić zęby to są oplute i uślinione do pasa :). Tak więc dziś o śliniakach będzie mowa.  Kiedy pojawiło się moje dziecko nie sądziłam, że to taki niezbędny gadżet :). Im więcej tym lepiej. Przy pierwszym maluchu było kilka śliników, przy drugim już więcej, a przy najmlodszym każda sztuka była na wagę złota hihi. Tylko, że wtedy nie umiałam jeszcze szyć  ;). No cóż człowiek uczy się całe życie. Śliniki są jeansowe z naszytymi aplikacjami, zapinane na rzep. Gdyby ktoś w potrzebie był to się polecam :)


Jabłko, sowa i balony :)









A tak wyglądają z tyłu, myślę, że calkiem fajnie wyszło :)

Pozdrawiam i zapraszam na kolejny post, pa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Po światecznie ...

Trochę minęło już od świąt, za chwilę następne Wielkanocne :). Ale co tam powrzucam troszkę prezentów, jakie powstały w gorączce przedświate...