Dzieci jak to dzieci lubią się brudzić, a przy jedzeniu zazwyczaj są umorusane prawie całe. Nie wspominając już o tym, że kiedy mają się pojawić zęby to są oplute i uślinione do pasa :). Tak więc dziś o śliniakach będzie mowa. Kiedy pojawiło się moje dziecko nie sądziłam, że to taki niezbędny gadżet :). Im więcej tym lepiej. Przy pierwszym maluchu było kilka śliników, przy drugim już więcej, a przy najmlodszym każda sztuka była na wagę złota hihi. Tylko, że wtedy nie umiałam jeszcze szyć ;). No cóż człowiek uczy się całe życie. Śliniki są jeansowe z naszytymi aplikacjami, zapinane na rzep. Gdyby ktoś w potrzebie był to się polecam :)
Jabłko, sowa i balony :)
A tak wyglądają z tyłu, myślę, że calkiem fajnie wyszło :)
Pozdrawiam i zapraszam na kolejny post, pa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz